piątek, 30 stycznia 2015

Wiedza bardzo (nie) potrzebna

Trochę mnie tu nie było, ale zrzucam to na karb szkoły, która wymaga znajomości materiału na blaszkę. Nie ważne, że i tak połowę zapomnisz, a nawet więcej niż połowę. Jesteśmy przeładowywani wiedzą od najmłodszych lat życia, a i tak zapominamy to, czego się uczymy.

Polskie szkoły uczą w większości zasady "trzy razy zet; zakuć - zdać - zapomnieć". Jest to bardzo przykry fakt, ponieważ taka nauka niczemu nie służy. Nauczyciele wypowiadają się na temat "swobodnego operowania wiedzą", ale jak mam elastycznie łączyć ze sobą dziedziny, różne przedmioty w jeden strumień skoro dzień po sprawdzianie nic z niego nie pamiętam? 

Szkoła przystosowuje do życia, ale z wiedzą to już raczej cieniutko.

szybkie przystosowywanie się do nowych warunków - co kilka lat nowa szkoła, nowe miejsce, nowi nauczyciele, wymagania, systemy oceniania, metody nauczania i podejście zależne od nastroju...

organizacja czasu wolnego - wiele razy nudząc się na lekcjach odrabiam prace domowe, żeby w domu mieć maksimum czasu na czytanie książek i leniuchowanie oraz nauka walki z nudą, żeby nikt nie zauważył;

radzenie sobie z trudnymi ludźmi "sztuka 'miej wylane'" - sytuacje, w których trzeba zachować zimną krew, kiedy ktoś cię obraża; albo umiejętność znikania z pola widzenia nauczyciel w chwili, gdy pada zabójcze pytanie "ktoś do odpowiedzi?" "kto to zrobił?" - wtedy rozpływasz się w powietrzu

wielka improwizacja - i nie chodzi tu wcale o Słowackiego, szkolny teatrzyk czy skecz, to sztuka lania wody przy tablicy, gdy kompletnie nic nie umiesz albo 'czytanie' z całkowicie pustej kartki na ocenę;

pisanie i czytanie - w instytucji, jaką jest szkoła nauczą cię marnych 200 słów/min, ale kiedy osiągniesz tempo 700 słów/min - to wtedy niech drżą ci, którzy zadają krótki tekst do czytania na 30 minut...;
umiejętność kaligraficznego pisania i kopiowania to przydatna umiejętność i nieważnym jest, że twoje pismo w przypadkowy sposób przypomina pismo mamusi...

unikanie nadmiernego wysiłku -  WF w gimnazjum to był koszmar zaniżający mi średnią, zmuszający do skakania, biegania, słuchania kpin i pretensji ze strony koleżanek i nauczycieli, więc zdarzał się częsty ból brzucha, choroba, nadwerężenie mięśni...
nie warto uczyć się wszystkiego- np. historyk wymaga obkucia dat, nazwisk i skrótów wszelakich - i na co to komu?! - mała ściąga w takim wypadku jeszcze nikomu nie zaszkodziła;
gdy podpadniesz nauczycielowi to pomimo wiedzy na 5 i tak dostaniesz 3, więc jest jeden przedmiot mniej do nauki, bo bez zbędnego męczenia się masz tą tróję i nauczyciel jest uszczęśliwiony...;

kłamstwo  - nie przepadam za kłamaniem, ale niestety... przeważająca część wypracowań, rozprawek, referatów zmusza do wygłaszania opinii, których się nie preferuje - za inwencję twórczą "poza kluczem"- niepochlebna ocena, za odpowiedź inną niż przemyślenia nauczyciela - podobnie, tylko u nielicznych można mieć swoje zdania;  jak się zmyśli dobrą bajkę wszystko przejdzie gładko - prawda gorzej,więc wnioski oczywiste...

czytanie streszczeń -  logiczne - czytasz książkę - to interpretujesz ją we własnym zakresie odczuć, czyli inaczej niż mówi święty "klucz"; przeczytasz poprawne streszczenie - posiadasz odpowiednią wiedzę na sprawdzian. Książki czyta się wyłącznie dla siebie - nie do szkoły!

zdobywanie akceptacji otoczenia - trudna dla mnie umiejętność, bo w domu praktycznie wcale nie uczyłam, lekcje odrabiałam na kolanie, a wyniki miałam bardzo dobre i łatwo dostawałam tytuł kujona, a to bardzo złe i przykre doświadczenie :( próbowałam różnych sztuczek, które dawały mierne rezultaty. I kiedy przestało mi zależeć - to stał się cud - zaakceptowano mnie! Szkoda,że dopiero w liceum...

dostosowanie się do odbiorcy wypowiedzi - szybko załapałam w jaki sposób, w jakim tempie i jakim tonem oraz używając jakich słów osiągnę najlepsze rezultaty wobec konkretnych osób...

życie nie jest uczciwe, sprawiedliwe ani proste i zdrowiej się z tym pogodzić - do tego wniosku doszłam gdzieś w 6 klasie podstawówki, a potem się tylko potwierdziło :)



Szkoła nauczyła mnie :) 
  • pisania pod klucz i wyłączenia kreatywności przy omawianiu lektur
  • zapamiętywania setek zupełnie bezużytecznych informacji i skutecznego ich usuwania
  • pełen cykl mejozy i mitozy oraz rozmnażania bakterii
  • ściągania wszelkich dat których nie chciało mi się uczyć
  • z chemii pamiętam jak uzyskać mydło i tłuszcz, ale tylko na papierze
  • kiedy opłaca się siedzieć w ławce, kiedy iść na wagary a kiedy lepiej zasymulować chorobę...


Szkoła nie nauczyła mnie :(
  • posłuszeństwa wobec emanujących autorytetem nauczycieli
  • ślepej wiary w regulaminy i słowa nauczycieli 
  • zaniku samodzielnego myślenia (ale starania były usilne)
  • nie dotarło do mnie, że czytanie to męki Tantala
  • działania wg schemacików (miałam przez to kłopoty)
  • nadal nie dotarło do mnie, że dzieci w przedszkolu mają mniejszą wyobraźnię niż gimnazjaliści (jest dokładnie na odwrót)
  • nie wierzę, że błędy są złeeeee
  • bezmyślnego wkuwania wszystkiego - mózg to nie komputer
  • braku inicjatywy i kreatywności, ale i tak sporo mi zabrali

Edukacja szkolna to wielki wysiłek ze strony uczniów i nauczycieli, jedni i drudzy powinni przykładać większą uwagę do tego, co robią i może wtedy wszystko się ułoży ;)